War with the War on Drugs

I’ve just seen the trailers for two new documentaries coming out in end of 2012, both focusing on the drug trade and its impact on our world.
.

.
For years I have been fascinated by the inability of large and powerful governments to stop the drug epidemic by doing two things:
1. Taking the battle to the source(s) of drugs, by operating officially or in clandestine manner right on the doorsteps of those producing drugs for export. The war on terror has show us how advanced technology and skilled operators on the ground can be very effective in extinguishing the enemy and reducing the impact of advanced “enemy” organisations through reducing their human asset pool. Afghanistan and Palestine show us, how a hellfire missile can change the balance of power.
2. Going after the drug as a biological material (this of course, does not relate to chemical drugs like speed). With the bio-genetic technology we have, there is no way that a determined government cannot develop a biological weapon (or genetic) aimed solely at the natural plants that produce our most potent drugs. Where is the virus that kills coca plants?
.
But then I realised (again and again) that the WAR must go on – no one in the governments needs a win on this issue, and by that I mean a win in terms of stopping the transmission of drugs across borders into developed western states. Without a drug problem epidemic, people will begin looking at the real underlying issues of poverty, as those that now “do drugs” and through that can be blamed for being useless or hurtful to wider society will begin asking: ok, we got no more drugs, we are clean, where are our jobs and medical services?
.
The same goes for agencies “battling the war”, that have sprung up in response to various governmental policies or have taken on new duties and thus received massive inflows of funding and resources. Agencies like the DEA do not want the “war” to end, as then they would have to close themselves down – the defenders have taken on a vested interest in the maintenance of the conflict. A one-time solution will yield a one-time bonus and then unemployment, while partial solutions will assure a steady, well-paid and prestigious job for life.
.
The politicians need a ghostly enemy, on whom many problems can be blamed and solutions need not be invented, especially that our modern-day politicians have no idea on how to deal with much simpler problems.
.
One interesting issue is: who cares about the citizens, suffering sheer hell in the hundreds of thousands? Who takes responsibility for defending those that cannot do it themselves?
.
The second one is worse: with the interweaving of interests (government, security, crime) all for the sake of “war on terror”, have we completely lost our ethical and moral compass an cannot focus on more than one strategic imperative, but must sacrifice all else in a desperate attempt at retaining our credibility?
.
The third relates to the increasing prison population, often cited as the emergence of modern-day slavery, used in various economic activities.
.
In a WAR, we need to “heroes”, “enemies”, there must be “effort” and “sacrifice” as well as “necessary spending”. Did I mention “civilian casualties”? Remember one interesting statistic about modern wars: before the 20th century 90% of all casualties in a war were the soldier; today 90% of the casualties are the civilians. The same in our “war on drugs”?
.

Zmiany właścicieli polskich uczelni

Zapaść naborów oraz wysychanie źródeł pieniędzy powoli zmieniają krajobraz polskiego szkolnictwa wyższego. Nie da się wyrwać mamony od studentów, firmy obcięły prawie do zera budżety szkoleniowe, klienci nie walą na studia podyplomowe ani MBA, nawet wodospad unijny powoli wysycha przerzucając się coraz bardziej na finansowanie prawdziwej nauki a nie dawanie głupawej kasy na głupawe „rozwijanie uczelni”. No i nawet nasze Ministerstwo zmądrzało i daje podobnie kasę na badania. I nagle wśród 360 (cirka) prywatnych „uczelni” pojawił się rekin finansowy, szukający słabszych organizmów, tych ogłupiałych, zbyt pewnych siebie. Tych over-extended (przeinwestowanych, z nadmiarem kierunków, kadry). No, może nie jeden rekin ale kilkanaście spasionych ryb, które dorobiły się na czymś innym a teraz szukają uczelni na sprzedaż by… (wstaw tutaj dowolne wytłumaczenie psychoanalityczne).
.
Czytacze ustaw zaraz wykrzykną, że nie ma w Polsce uczelni prywatnych, są tylko „niepaństwowe”, czyli takie dziwne instytucje na wzór fundacji, z których nie można czerpać korzyści a (podobno) całość nadwyżek („zysków”, heheheh) jest przekazywana na działalność statutową, by nie płacić CITu. Uczelnie założyć może osoba prywatna (czyli jednak mogą być właściciele!), organizacja lub instytucja. Bardzo często uczelnie zakładały stowarzyszenia i fundacje, najczęściej założone wyłącznie „pod uczelnie” (wśród Was forensic accountants, muszą się budzić ciekawe myśli…).
.
I ta osoba, instytucja, fundacja, stowarzyszenie może zostać sprzedana, tzn., odstąpić swoje prawa założycielskie komuś innemu. Odstąpić można nawet fundacje, zmieniając jej zarząd na uległy wobec nowego właściciela, lub… pozbywając się jej i zamieniając na cos innego. Wystarczy powiadomisz „właściwego” ministra o zmianie.
.
Nic nie mam do kupna i sprzedaży, nie zazdroszczę kasy wziętej przez sprzedającego (opodatkowanej lub nie). Martwi mnie tylko motywacja kupujących, najczęściej biorących we władanie kiepskie uczelnie, które wg. Darwina powinny upaść. Po 20 latach kapitalizmu nadchodzi Wielka Czysta, podczas której tysiące polskich firm i firemek padnie na pysk w obliczu ewolucji rynku, zmian upodobań konsumentów i globalnej konkurencji. Wiele z nich ma znane nazwiska w nazwie, a właściciele innych często gościli w gazetach i TV jako „liderzy tego lub owego” i sami się nagradzali za (dawną) świetność. Szkoły też będą padać, nawet te wykupione przez nowych inwestorów, myślących, że oni maja „Złotą Myśl” i im jedynym się uda. Nie ma szans by nasze społeczeństwo utrzymało popytem na edukację 360 prywatnych uczelni, często w dziwnych miejscach.
.
Uwagi:
– zmiany właścicielskie następują raczej potajemnie, a klienci i szersze środowisko interesariuszy mogą nie być świadomi słabości danej instytucji i związanych z nią zagrożeń;
– jaka jest motywacja nowych właścicieli (rozwój wymagający doinwestowania, szabrowanie resztek majątku – asset stripping, ideologia, itd.)?
– czy nowi właściciele zapewnią rozwój i zmianę/poprawę jakości?
.
I na koniec pytanie: czy uczelnie nie powinny być przekazywane za symboliczną złotówkę, by całość przeznaczonych (tylko na zakup) funduszy mogła zostać wsadzona w rozwój i reformy? SWPS zmieniło właściciela za ponad 80mln! Ale ta kasa poszła do rak grupy założycielskiej, czyli kliki profesorkiej.
Gdyby uczelnie miały być biznesem który można sprzedać za miliony, to może Skarbówka powinna wyliczyć im 10+ lat zaległego CITu i DOPIERO dowalić byłemu „właścicielowi” PITem (podatkiem: Personal Income Tax; a nie druczkiem ;p)?
.
Najśmieszniejsze jest to, że od kilku lat odradzam zachodnim inwestorom myślenia o kupowaniu polskich uczelni. Wiem, jak trudno byłoby zintegrować zachodnie organizacje z ich racjonalnością, z polską instytucją opartą na barejowskich regułach.

Czekacie na sobotę?

“Czekając na sobotę” HBO to smutny film, ale dla mnie ma w sobie przebłysk optymizmu

Po raz kolejny obejrzałem dokument HBO. Jakoś tak mam, że na przemian śmieję się z debilizmu bohaterów, ale za kolejnym oglądnięciem dostaję doła, że w kraju taki syf. Niedawno miałem nieprzyjemność zrobić maraton „Ballady o lekkim zabarwieniu erotycznym” gdzie pokazano (cirka 2003) losy „modelek i fotomodelek” rekrutowanych przez debilnych właścicieli głupawych foremek, którzy zaraz potem wystawiali owe młodociane Naomi Campbell na lokalne dyskoteki lub do podrzędnych lokali podczas obiadków biznesowych by paradowały półnago lub wałczyły w kisielu (ajk zapewne robi to Naomi od lat). Owe gwiazdy waliły drzwiami i oknami, licząc na wyrwanie ich z niedoli pod-częstochowskiej czy daleko-pod-warszawskiej.
.
W „sobocie” jest gorzej, bo nie widziałem wyłącznie kolekcji nieuków, debili czy tumanów przywalonych jabolem. Rodzina od zbierania butelek była poczciwa, a blond synek nauczycielki przyprawił mnie o depresję gdy go słuchałem. Nie przez to o czym mówił, ale JAK mówił. Widziałem w nim głębię, zmarnowany intelekt (a to dla mnie największy grzech na świecie), ten rzadki zasób za jakim uganiają się wielkie korporacje. Tutaj, gnił w malej wsi, świadomy ledwo-ledwo swego zaprzepaszczonego życia, wegetujący w środowisku które reaguje wyłącznie na najbardziej podstawowe bodźce (straszna jest opowieść o tym ja „poczuł ból w środku”).
Niemniej, zarówno syn jak i rodzina od butelek dali mi nadzieje. Jeżeli oni, żyjący „życiem” które trudno nazwać czymkolwiek więcej niż degeneracyjna wegetacja, jakoś dają sobie radę, to może i jest nadzieja dla całego naszego upadłego narodu? Ta rodzina to dla mnie ogrom smutku ale i promyk optymizmu. Ojciec po wypadku za który dostaje 600PLN renty, mama sprzątająca po dyskotece i 11 dzieci, z których większość nadal mieszka z rodzicami. I jakoś żyją (w sumie naliczyłem 900PLN miesięcznie na jakieś 9-10 osób). Fakt, jak sami przyznają, nie zawsze jest dobrze, ale siekiery nie latają a blizn nie widać…
.
Ważne są dla mnie trzy wnioski.
Pierwszy: w trudnych sytuacjach ludzie izolują się emocjonalnie by nie zwariować/wybuchnąć. Prawie wszyscy w programie mówią przez zaciśnięte szczeki lub opisują jak nie dopuszczają do siebie wielu wyższych uczuć. To znaczy, ze albo stworzyliśmy pokolenia (nie jedno) bezemocjonalnych klonów, lub (bardziej prawdopodobne), na polskiej wsi, pod powierzchnia, gotuje się ogrom uczuć, potężnych emocji, których wybuch może… być ciekawy.
Drugi: nie wszystko stracone, wystarczy zmienić kierunek dewolucji tego państewka, uniemożliwić aktualnym głupawym politykierom niszczenie systemu. Już niedługo zabraknie im kłamstw a ideologicznie nie maja pomysłów na inne rozwiązania niż dziki kapitalizm który doprowadził 90% Polski i Polaków do stanu z tego programu.
Trzeci: należy przywrócić PGRy. Powrót instytucji zapewniającej dochody, dyscyplinę, prace i rutynę na polskiej prowincji zmieni jej rzeczywistość. Economic Psychology anyone (psychology of unemployment)? Nagle okaże się, ze dołożenie do odbudowy PGRow będzie tańsze niż zasiłki dla bezrobotnych oraz finansowe konsekwencje wiecznego bezrobocia, a i PGRy zapewnią dostawy ważnych dla kraju surowców (np. zbóż ekologicznych lub zamienników do ropy). Na lokalnej wsi pojawią się nowe pieniądze, nowy szef zagoni wszystkich do pracy, i nie tylko rolnicy znajdą pracę bo dookoła PGRu pojawi się otoczenie ekonomiczne (ślusarze, mechanicy, itd.).
.
Same dyskoteki pozostaną na wieki. Na równi z debilnymi serialami w TV, stronami internetowymi o ubiorze „gwiazd” i dominacji mediów przez rożnego rodzaju ewenementy, źle mówiące po polsku a zawdzięczające karierę jakiemuś wybrykowi (np. noszeniu mini-melonika na plecach albo obudzeniu się na pastwisku).
My sami, cieszmy się, gdyż żaden GPS nie doprowadzi nas do tych wiejskich mordowni — założę się o 100PLN, ze we wszystkich jest zakodowana wiadomość, gdyby ktoś wpisał nazwę lokalnej wiejskiej mordowni. Po wpisaniu nazwy lub coordinates, włącza się męski glos i pyta: „no chyba cię p……?”

Whaling piracy vs terrorism

Whale wars are on the verge of mutating into eco-terrorism

Sea Shepherd won with the Japanese last week, as the Japanese declared they will withdraw their whaling fleet as the anti-whaling protester ship threatened the safety of Japanese whalers. So, Discovery channel can now advertise a success of its TV show with a leading G8 nation, and the crazy mavericks on board the Sea Shepherd can party till they vomit, happy with the lives of whales they saved.
Congrats to the pirates (they DO fly the black-skull&bones flag). Good riddance to Japanese “whaling research”, whose by-products wind up in Japanese restaurants as offshoots from a valuable research project (sic!).
.
Unfortunately, this will not last.
The Japanese are ambitious, have a good memory and do not take kindly to such insults. Right now, there is a bunch of lawyers reading the international law books with one major aim: to equate sea piracy with terrorism. Impossible? Hmmm…
.
Piracy is a crime regulated by international and national laws that emerged from centuries of painful experiences. It’s primary aim is economic, i.e. the conversion of ownership of goods/people through violence of various gradation. Even the simple sinking of a ship also has economic connotations (immediate loss of investment, cost of replacement, etc). Wikipedia: Piracy is a war-like act committed by private parties (not affiliated with any government) that engage in acts of robbery and/or criminal violence at sea.
Now, terrorism is different. Especially in the post-911 world with American politicians and agencies going crazy over anything they don’t like and continuously upgrading the extent and violence of their “war on terror”. Wikipedia comes handy again: “Terrorism is the systematic use of terror especially as a means of coercion. No universally agreed, legally binding, criminal law definition of terrorism currently exists. Common definitions of terrorism refer only to those violent acts which are intended to create fear (terror), are perpetrated for a religious, political or ideological goal, deliberately target or disregard the safety of non-combatants (civilians), and are committed by non-government agencies.”
.
Where do the actions of the whale pirates fit? They have an ideology, deliberately target a specific group, disregarding the safety of “non-combatants” (whalers) and they are a non-governmental agency (a charity dedicated to anti-whaling). By calling the whaling as “research” the Japanese have removed any connotations with “economic” from their whale butchery, further pushing the whole issue towards…not-piracy.
Now, if the Japanese succeed in converting the ocean actions into terrorism, Sea Shepherd will find itself under fire from the very same military vessels that are (badly) trying to protect the ships off Somalia. The US will be required to chase this anti-whaling ship, as it cannot selectively enforce its OWN policies on anti-terrorism by pretending the crazy anti-whalers are just “deranged ocean idealists”. Discovery will have to cancel the show, and no credit card company will accept/transfer donations (like they did with wikileaks).
.
Still, the win is a first, and will hopefully lead to next successes of non-economic ideologies over the selfish and short-term capitalist mind-set that is destroying this planet.