Realia rekrutacji międzynarodowej do polskich uczelni

Kolejny artykul w serii analizujacej polskie realia rekrutacji miedzynarodowej studentow komercyjnych.
pelna wersja publikowana w Forum Akademickim 2/2011 (wydanie drukowane)
(C)MD 2011

.
Pełna wersja do nabycia od wydawcy FA!!
.
Nadchodzący niż demograficzny grozi zachwianiem finansowania większości uczelni w Polsce. Jako alternatywne źródła finansowania można podać konsulting, kształcenie ustawiczne, granty unijne oraz pozyskiwanie funduszy na badania naukowe. Bardzo rzadko mówi się o podstawowym sposobie łatania niedoborów rekrutacyjnych: naborach pełnopłatnych studentów z zagranicy. Jest to ogromny rynek: jak wyliczyła amerykańska NAFSA, korzyści ze studentów międzynarodowych dla USA to ponad 17.5 miliarda dolarów w roku akademickim 2008/09, z czego połowa to czesne wpłacane tamtejszym uczelniom, a całkowita liczba studentów międzynarodowych w tym samym roku przekroczyła 670 000. W Polsce, w tym samym roku, mieliśmy 15862 zarejestrowanych studentów zza granicy (GUS), z czego pewien procent nie ponosił kosztów czesnego z racji uczestniczenia w rożnych programach wymiany.
.
By rozpocząć debatę, należałoby zdefiniować pożądanego przez nas „międzynarodowego studenta komercyjnego”:
1. Pochodzenie z krajów rozwijających się, gdzie istnieje:
– ogromna wiara w awans społeczny jaki zapewnia dobre wykształcenie. Pogląd ten wspierany jest przez niżej wykształconych rodziców, zdolnych do maksymalnych wyrzeczeń finansowych i osobistych.
– duża populacja, w której (pomimo ogólnego poziomu biedy) istnieje pewien procent zamożnych obywateli, których stać na kształcenie swoich dzieci za granicą;
2. Motywacja:
– chęć zdobycia wykształcenia w krajach Zachodu (w tym Unii Europejskiej), by wyróżniać się po powrocie do kraju, zdobyć dobrą pracę i przyśpieszyć karierę w porównaniu ze studentami lokalnymi;
– chęć podjęcia studiów w kraju rozwiniętym, by później móc w nim (lub podobnym) zostać, uzyskać prawo pobytu i ostatecznie osiedlić się;
– gotowość zainwestowania kilkunastu (a czasami kilkudziesięciu) tysięcy Euro, licząc na zwrot tej inwestycji w okresie 5-10 lat;
3. Zasobność:
– możliwość udźwignięcia czesnego na poziomie kilku (czasami nawet kilkunastu) tysięcy Euro rocznie oraz kosztów utrzymania;
– gotowość płacenia więcej niż miejscowi studenci: popularna jest strategia podziału stawek czesnego na „naszych” (np. studentów z Unii) i „zewnętrznych” (np. spoza Unii) którzy płacą wyższe czesne;
Tak zdefiniowany międzynarodowy student komercyjny ma możliwość podjęcia studiów w kilkudziesięciu krajach Ameryki, Europy i Azji, których system szkolnictwa wyższego otwarty jest i aktywnie poszukuje międzynarodowych studentów komercyjnych. Najczęściej pochodzi z krajów Azji, Afryki a rzadziej z Ameryki Południowej.
.
[…]
.
Poniższa analiza przedstawia silne i słabe strony Polski w kontekście międzynarodowego rynku szkolnictwa wyższego, które według mnie, mają największy wpływ na wyniki działań rekrutacyjnych podejmowanych przez polskie uczelnie.
I. Argumenty „za”, czyli silne strony naszego szkolnictwa wyższego, które powinny zapewnić stały napływ studentów z zagranicy:
1. Relatywnie niskie czesne w porównaniu z Zachodem – nawet czesne rzędu 10-15 tysięcy złotych (2-3 tysiące Euro) jest nadal o wiele niższe niż pobierane przez uczelnie tak państwowe jak i prywatne na Zachodzie. Polskie uczenie mogą wzorować się na angielskich i wprowadzić podział na czesne dla studentów z Unii Europejskiej i wyższe dla studentów spoza Unii, maksymalizując dochodowość tej działalności.
2. Dojrzałość instytucjonalna, rozumiana, jako dosyć rozwinięta i w miarę nowoczesna infrastruktura (poza akademikami), doświadczona kadra z dobrym stażem dydaktycznym oraz wiarygodność instytucjonalna, np. brak uczelni „krzak” znikających po pobraniu czesnego lub nieposiadających uprawnień do kształcenia.
3. Oferta studiów w językach obcych, głównie w j. angielskim, których mamy już kilkadziesiąt.
4. Relatywnie dobry poziom zajęć i doświadczenie dydaktyczne kadry.
5. Członkostwo Unii Europejskiej, rozumiane jako uzyskanie dyplomu akceptowanego (rozpoznawanego) w Unii oraz możliwość pobytu studenta w UE (strefie Schengen).
.
II. Argumenty „przeciw”, czyli słabe strony naszego szkolnictwa wyższego, mające ogromny wpływ na ilość międzynarodowych studentów komercyjnych:
1. Problemy branży rekrutacyjnej. Na całym świecie są tysiące firm oferujących dostęp do kandydatów, każda lepsza od poprzedniej, z ogromem zaświadczeń o poprzednich „sukcesach” i dysponująca dostępem do setek kandydatów „którzy od pokoleń pragną studiować w danej uczelni.” Jest to wielki biznes z ogromnymi pieniędzmi i tysiącami zdesperowanych ludzi, którzy widzą szansę na nowe życie w Unii Europejskiej. Działalność nieuczciwych „biznesmenów” sprawiła, że znalezienie wiarygodnego agenta rekrutacyjnego graniczy z cudem, a polskim uczelniom brakuje doświadczenia (nawet pewnego cynizmu) by odróżnić prawdziwą ofertę (dwóch lub pięciu prawdziwych studentów na rok) od nieuczciwej próby wyłudzenia kilkudziesięciu polskich wiz. […]
2. Problemy wizowo-pobytowe.
– na pierwszym miejscu należy wymienić Konsulów RP, odpowiedzialnych za wydawanie wiz (a raczej odmowę ich wydania). Oczywiście, każdy Konsul poda listę wiarygodnych powodów takich decyzji, po przeanalizowaniu dokładnie kim jest rekruter, sprawdzeniu wiarygodności kandydata, jego zasobów finansowych czy rzeczywistej chęci podjęcia studiów. […]
– wysiłki uczelni mogą być zepsute poprzez brak wsparcia na poziomie miast, m.in. niedokształcenie językowe lub niewiedza w zakresie komunikacji międzykulturowej, tak, aby pracownicy urzędów mogli dać sobie radę ze studentem niemówiącym po polsku, pochodzącym z odmiennego kręgu kulturowego. Uwaga ta odnosi się zarówno do urzędników jak i do policji czy lekarzy;
– w sytuacji gdy polscy koledzy skutecznie zarabiają na rożne sposoby i/lub otrzymują dobre stypendia, obcokrajowiec ma przed sobą ogrom problemów. Bardzo ograniczone możliwości podjęcia płatnej pracy podczas studiów oraz brak stypendiów oznaczają, że student lub jego rodzina zmuszeni są ponosić większe koszty, co jest dużym utrudnieniem i często negatywnie wpływa na decyzję o wyjeździe na studia do Polski;
3. Problemy samych uczelni, które pomimo chęci pozyskiwania pełnopłatnych studentów zza granicy, nie posiadają odpowiednich systemów wsparcia, zaczynając od wystarczającej znajomości języków obcych niezbędnych do kontaktów ze studentem we wszelkich jednostkach (dziekanat, kwestura, wf-iści), poprzez ksenofobię, brak jednostek wsparcia obcokrajowców w ich codziennym życiu (biuro programu Socrates/LLP nie wystarcza i nie zna wymagań stawianym studentom spoza Unii), a kończąc na braku niezbędnej dokumentacji informacyjnej (intranet anglojęzyczny, informatory). Uwaga ta dotyczy administracji jak i dydaktyki, gdyż nadal można usłyszeć podejście typu „przyjechali do nas na studia, więc niech robią/dostają to, co Polacy, a to, że płacą więcej to ich sprawa.”
4. Problemy programowe, na kilku płaszczyznach:
– gama programów pozostawia dużo do życzenia, gdyż większość oferty obcojęzycznej koncentruje się w zakresie nauk społecznych (łatwych i relatywnie tanich do zorganizowania), za to brakuje programów ważnych dla świata oraz z najnowszych dziedzin, w tym technicznych (na których absolwentów jest ogromny popyt na całym świecie);
– w powyższym chodzi nie tylko o liczbę pełnych kierunków: przegrywamy z Zachodem również w zakresie komponowania programu studiów poprzez dobór specjalności/specjalizacji (ich ilość po angielsku, tematykę, nowoczesność) lub kształtowanie toku studiów przez samego studenta (podwójne fakultety, studia międzywydziałowe, itd.);
– nienajlepsza jakość dydaktyki anglojęzycznej, […];
– długość trwania studiów, określona odgórnie przez Ministerstwo, stawia studia w Polsce na przegranej pozycji (np. brytyjskie prywatne college kształcą licencjata w 2 lata, prowadząc 3 semestry w roku; a większość studiów magisterskich nadal trwa tylko rok);
– „jakość” dyplomu, rozumiana, jako wartość konkretnego absolwenta na zachodnim rynku pracy (czyli tego do którego obcokrajowiec chce docelowo się dostać), gdzie nawet nasz najlepszy absolwent startuje z pozycji outsidera z dyplomem uczelni, którą trudno zweryfikować w dostępnych rankingach, stowarzyszeniach pracodawców lub absolwentów (poza czterema czy pięcioma uczelniami, które pojawiają się w wybranych rankingach);
– brak odpowiednich „dodatkowych korzyści” w postaci certyfikatów zawodowych lub dyplomów zachodnich uczelni o uznanej marce […];
5. Problemy z przełożeniem inwestycji w wymierne korzyści realizowane w krótkim czasie, czyli transakcja „wysokie czesne teraz w zamian za dobrze płatną pracę 2-3 lata później”:
– problemy z podjęciem pracy podczas studiów opisane wyżej nie tylko zniechęcają samych kandydatów (a czy uczciwe Biura Rekrutacji nie powinny o tym fakcie poinformować kandydata?), ale również uniemożliwiają naszym uczelniom drastyczne podniesienie czesnego, które to student mógłby odrobić pracując wieczorami, w weekendy, lub na pół etatu. Należy tez pamiętać, iż student z Azji, Afryki czy Ameryki Płd. reprezentuje „łańcuszek” kuzynów, braci, kolegów, więc jeden zniechęcony teraz, przekłada się na całą grupę zniechęconych w przyszłości;
– coraz ważniejszą częścią studiów stają się praktyki, zarówno wakacyjne, jak i długoterminowe „work placements”, posunięte nawet do pełnego roku w ramach tzw. „sandwich degrees” gdzie student spędza trzeci rok pracując w firmie i wraca na rok czwarty by doszlifować wiedzę. W Polsce jest niewiele firm, które przyjmą obcokrajowca, niemówiącego po polsku (lub bardzo słabo) i nieoferującego jasnej i natychmiastowej korzyści dla firmy (chińczyk na praktyce może poszukać tanich dostawców ze swojego kraju, ale jak firma „wykorzysta” praktykanta z Argentyny, Nigerii lub Bangladeszu?);
– słabe kontakty polskich uczelni z przemysłem/biznesem, tym bardziej globalnymi firmami operującymi na rynkach poza Polską, oznaczają wielkie trudności w zdobyciu praktyk/stażu po studiach (graduate work placements), gdyż absolwent polskiej uczelni przegrywa z kandydatami ze znanych (lub bliższych korporacjom) zachodnich uczelni (nawet prywatnych college-ów, ale zlokalizowanych w dużych ośrodkach akademickich lub sprzężonych programowo/dyplomowo z dobrymi uczelniami o wieloletniej tradycji);
– korporacje dopiero zaczynają na poważnie penetrować polskie uczelnie w poszukiwaniu nowych kadr, ale i wtedy ich przedstawiciele mają problem z obcokrajowcami obecnymi na prezentacjach, których korzyści dla firmy mogą być określone dopiero w Centrali, a to oznacza utracone szanse dla obu stron z racji nieporozumień, różnicy czasowej od kontaktu przez analizę do decyzji;
.
W wyniku problemów przedstawionych powyżej, międzynarodowy student komercyjny staje przed dylematem:
– starać się o studia w Polsce: ryzykować odrzucenie na etapie przyznawania wizy, pojechać do uczelni, która nie potrafi go dobrze wykształcić a kraj zapewni ogrom (złych) doświadczeń, a niby- oszczędność z niskiego czesnego nie zrekompensuje zdobycia nieznanego nikomu dyplomu oraz potrzebę wyjazdu z Unii po studiach;
lub
– wybrać droższą uczelnię zachodnią (uniwersytet lub prywatny college): pójść tropem tysięcy pobratymców, zdobyć dobre wykształcenie oraz dyplom rozpoznawany przez każdą firmę (na Zachodzie i w kraju pochodzenia), a wyższe czesne odpracować w firmie, sklepie, restauracji, kończąc studia z relatywnie krotką perspektywą odzyskania poniesionych kosztów, oraz mieć możliwość pozostania w kraju studiowania (a później uzyskać upragniony pobyt stały).
[…]

Leave a Reply

Your email address will not be published.