Obejrzałem jeden odcinek kolejnego wydania programu okołotalentowego “Mam (anty)talent”, i nie mogłem sie powstrzymać przed sprawdzeniem definicji słowa “talent”. Ci co się produkują w tych programach, owe obiekty analiz sędziów i widzów, bardzo rzadko prezentują coś, co można by określić jako „talent”.
Z jednej strony internetowej:
1. A marked innate ability, as for artistic accomplishment.
2.
a. Natural endowment or ability of a superior quality;
b. A person or group of people having such ability;
I właśnie w tym zakresie mam owe nietypowe dla Polaka mieszane uczucia – talent to coś wyjątkowego oraz, w moim rozumieniu, nie do nauczenia (naturalnego, genetycznego). Oznacza to, że:
– akrobaci, wyginani latami przez trenerów;
– tancerze, wirujący latami w tej samej kombinacji;
– inni sztukmistrze z ciałami nawykłymi do konkretnych ruchów, procedur i zachowań;
nie mają „talentu” a jedynie są dobrze wyszkoloną zwierzyną, mięsem reagującym zgodnie z “muscle memory”.
Nawet u piosenkarzy można zakwestionować wielu kandydatów, ponieważ dzieci zawsze są „cool” i widzowie głosują na nie dzięki „ooooooooooooooo factor” (wzdychamy!), zaś wielu młodych chłopców piejących dzisiaj, będzie śpiewać wyłącznie na imprezach ledwo im mutacja zawinie do domu a dorośli to chyba trenują w łazienkach podczas golenia.
Wiem, że program “Mam (anty)talent” ma za zadanie zarabiać pieniądze poprzez robienie wody z mózgu przeciętnych i pod-przeciętnych Polaków ale, pomijając głupotę rodaków głosujących na owe beztalencia, bardziej meczy mnie fakt, jak mało mamy ludzi naprawdę utalentowanych. A bez talentu nasz kraj nie będzie nigdy konkurencyjny, nie będzie u nas wielkich wynalazców ani twórców wielkich teorii. Zawsze będziemy ciągnąć za innymi…