Ten esej napisalem na zamowienie czasopisma studenckiego.
(C) MD 2007
.
Z racji wszystkich reform które dzieją się dookoła nas: tak w samej Szkole (część ludzi trzyma kciuki ze cos się zmieni i to na lepsze) jak i w polskim środowisku akademickim (nie najciekawsze i raczej wstecznie nastawione na obronę „dawnych układów” i zabezpieczenie „kumpli Królika”), można rozpocząć rozmowę o sposobach nauczania, celach, ludziach, itd.
Najlepsze szkoły sprzedają swój „produkt” (stworzony w trakcie 3 lat edukacji na poziomie BA lub 2-3 semestrów na poziomie MA) na podstawie jakości procesu kształtowania tego „produktu”, zakresu jego kompetencji i wiedzy, umiejętności społecznych, jakości osobowości, ogólnego obycia pozwalającego na poruszanie się we współczesnym, jakże skomplikowanym, świecie. Te szkoły które wypuszczają najlepszy „produkt” potrafią wabić kolejnych chętnych szeregiem charakterystyk: wysokość zarobków po studiach (co pozwala kandydatowi przeliczyć kapitał zainwestowany na szybko odzyskany, RoI), jakość firm zatrudniających „produkt”, osiągnięcia „produktu” (czy to sportowe, czy medialne, czy osobiste), gęstość i głębokość sieci powiązań (zwiększającej skalę pierwszych trzech), itd.
Ale, ważny jest również jest sam proces „produkcji” — dzięki któremu można przyjąć nawet przeciętny materiał wsadowy (ale z potencjałem, lub z chęcią wykorzystania danej mu szansy). W tym procesie mamy wiele części składowych które, jeżeli współdziałają perfekcyjnie, zapewnią wysoką jakość produktu, lub przepchną produkt (nie tyle wadliwy co) słabszy, nie do końca jeszcze dopracowany. Organizacja tego procesu to największe wyzwanie organizacyjne i dydaktyczne.
Z naszej perspektywy ważne jest kilka kwestii, które powinny zapewnić poprawę procesu kształcenia (oraz zwiększyć jakość produktu końcowego).
.
.
Temat I.
Ważną kwestią jest podział organizacyjny obydwóch poziomów kształcenia: licencjackiego i magisterskiego oraz wąskie profilowanie zakresów kształcenia, celów, sposobów ich realizacji, itd. Nie każdy będzie chciał ukończyć studia magisterskie zaraz po licencjackich (opóźnienie wejścia na rynek pracy, dodatkowe koszta, brak wartościowych kierunków, powody osobiste, intelektualne, itd), w związku z czym należy mu przekazać maksimum wiedzy w ciągu 3 lat licencjata.
1. Na poziomie licencjackim, przekazujemy wiedzę podstawową oraz najważniejsze umiejętności i postawy. Cel1: wykształcenie ludzi o szerokim zakresie wiedzy zawodowej, posiadających już umiejętności jej zastosowania w praktyce. Absolwent posiada realny potencjał wejścia do firmy na poziomie (entry-level)middle-management oraz potrafi wykorzystać szanse rozwoju w środowisku biznesowym (na poziomie lokalnym, narodowym). Cel2: przygotowanie przyszłych kandydatów na studia magisterskie, którzy potrafią dostosować się do szerokiej gamy wyzwań jakie wynikną z podjęcia wąsko-wyspecjalizowanych studiów (a których natura/typ może się zmienić w miarę rozwoju absolwenta lub zmiany jego zainteresowań).
Rok 1: Wprowadzenie do studiów wyższych (kultura, wyzwania, możliwości, szanse), socjalizacja studenta z nową grupą/grupami społecznymi. Przedmioty na poziomie podstawowym (człon w większości nazw to „Podstawy”). Egzekwowanie wiedzy poprzez testy, sprawdziany, kartkówki, testującymi przyswojenie podstaw teoretycznych. Dużo teorii, definicji, łączenia faktów.
Słowa klucze dla tego poziomu nauki: opisz, zdefiniuj, określ, zacytuj, itd (tak, tak…Taksonomia Bloom’a się kłania…).
Rok 2: Początki zastosowania (oraz, z racji skomplikowania wymogów programowych, zapewne jeszcze kilka przedmiotów typu „podstawy”). Nacisk na rozwój zdolności interpersonalnych, komunikowania się (na podstawie posiadanych „początków” wiedzy zawodowej). Rozpoczęcie zajęć w oparciu o case studies (ugruntowanie wiedzy teoretycznej poprzez pokazanie jej prawdziwego zastosowania).
Słowa klucze dla tego poziomu nauki: podsumuj, zinterpretuj, opisz, itd.
Rok 3: Szersze zastosowanie praktycznych zajęć, wymagających od studenta ponadprzeciętnej aktywności, rozwoju nowych umiejętności, pracy w stresie, realizacji zadań w krótkich terminach, itd. Case studies w każdej grupie przedmiotowej, spotkania z praktykami przynajmniej raz w semestrze (wraz z oceną przez praktyka aktywności/zaangażowania studenta podczas spotkania, a szczególnie zadawania rozsądnych, konkretnych pytań, posiadania wartościowych opinii, itd), prezentacje (wraz z question&answer sessions zaraz po, oraz ocena przez prowadzącego, referenta i jego rozmówców).
Słowa klucze dla tego poziomu nauki: zastosuj, zademonstruj, pokaz/zilustruj, zanalizuj, wytłumacz, itd.
.
2. Na poziomie magisterskim, wymagamy wiedzy, koncentrując się na jej szerokim zastosowaniu w życiu/praktyce zawodowej. Student pracuje w domu/bibliotece przyswajając sobie bardziej zaawansowana teorie oraz rozwiązując/budując opinie o case studies. Na zajęciach odbywa się integracja teorii i praktyki, pozwalająca (późniejszemu) absolwentowi wejść płynnie w życie zawodowe.
Słowa klucze dla tego poziomu nauki: syntezuj, integruj, modyfikuj, ocen, przekonaj, itd.
Logiczne jest wiec, że i same przedmioty musza być inne niż na poziomie licencjackim (włącznie z ich syllabusami, np. jakich używają brytyjskie uczelnie). Tak samo z zachowaniem/podejściem prowadzących, którzy musza pogodzić się z faktem, że na poziomie magisterskim są przed nimi ludzie dojrzali, potrzebujący integracji swej (już posiadanej) wiedzy z praktyką a nie suchych wykładów (o wiele łatwiejszych do przeprowadzenia/przygotowania — może dlatego są one tak lubiane przez prowadzących??).
W niektórych szkołach istnieją obowiązkowe przedmioty kładące właśnie nacisk na te „wyższe” wartości akademickie (które oczywiście są bardzo przydatne w życiu): tzw. „Integrative Modules” (tu dziękuję za przykłady p. Kelly Cuddihy, MBA) podczas których prowadzący integrują całość wiedzy zdobytej przez studenta na innych przedmiotach, tworząc holistyczną całość, ogląd na świat w danej branży/dziedzinie/gałęzi. Ogromne wyzwanie dla prowadzącego ponieważ przedmiot wymaga wykroczenia daleko poza swój „zakres”, no chyba że jest to praktyk z danej dziedziny i wtedy taka osoba robi to naturalnie/automatycznie.
Ja osobiście proponowałem cos innego ale z podobnym celem (propozycja sprzed prawie 5-ciu lat, nigdy nie zrealizowana): tzw. Międzyzakładowe Case Studies. Tzn. case firmy jest przygotowywany (a potem robiony) przez rożne Zakłady na Wydziale i przerabiany podczas zajęć: weźmy taką Coca Cole: finansiści analizują finanse firmy, rachunkowość przerabia arkusze, marketingowcy omawiają strategie reklamowe, ekonomiści uwarunkowania rynku, itd. Student uzyskuje całościowy ogląd na działalność prawdziwej firmy a wiedza teoretyczna integrowana jest z realiami biznesowymi. Co ciekawe, być może tego nie widzicie, ale nawet studenci stosują takie podejście do życia: pomyślcie, ile razy słyszeliście (nie będę oskarżał żadnego czytelnika bezpośrednio), ze ktoś przygotował prezentacje np. na BEFLe a potem wykorzystał ja po raz drugi na marketingu, a potem na zarządzaniu, itd…
.
.
Temat II.
Rozwiązanie dylematu: jeżeli studia licencjackie są studiami (już) zawodowymi, tzn. już przygotowującymi do wykonywania zawodu, to CZYM są studia magisterskie?? Polskie ministerstwo wymyśliło dla was nowa rozrywkę: 4-semestralne studia wypełnione rożnego rodzaju „rodzynkami”. Projekt ten jest raczej w sprzeczności z resztą cywilizowanego świata, gdzie normalni studenci chcą otrzymać maksimum przydatnej wiedzy w minimum czasu (np. studia magisterskie w UK są coraz częściej tylko 2-semestralne i często bez pracy magisterskiej).
1. Jeżeli chcecie wyższych studiów magisterskich o ukierunkowaniu zawodowym (o charakterze który opisałem powyżej: integracyjne, holistyczne, szlifujące umiejętności przydatne w karierze) to stoją przed nami cztery główne wyzwania:
– dobór/stworzenie wysoko wyspecjalizowanych programów studiów, zawierających tylko „mięso” — korzyści z intensywnych (konkretnych) przedmiotów przeważają nad brakiem przedmiotów ogólnych (student zawsze może sobie doczytać „te rzeczy” w domu/pociągu).
– dobór studentów, którzy będą gotowi spędzić 2 super-intensywne semestry podczas których będą spać 3 godzinny dziennie, przyswajać ogromną ilość materiałów, pracować w grupach nad zaawansowanymi tematami i ryzykować oblanie przedmiotów. Myślę, że studenci przejdą auto-selekcję (sami się zdecydują na takie studia) ponieważ: docenią jakość i głębokość wiedzy, będą mieli (prawie że) zagwarantowane zatrudnienie w świetnych firmach oraz będzie ich interesować jak najkrótszy czas od licencjata do pracy-po-magistrze. Dla nich taki program magisterski będzie przydatny: czas/pieniądze jakie na niego wydadzą zapewni im lepszy start kariery (na wyższym poziomie organizacyjnym lub za lepsze pieniądze lub szybszy awans).
– dobór przedmiotów, z inną zawartością i systemem wymogów/oceniania (assessment).
– dobór prowadzących, którzy będą potrafili wyegzekwować tak intensywny program, równocześnie zapewniając studentom wysoki poziom interakcji (jakże praktycznej) oraz przekazać maksimum praktycznych informacji (z reguły w oparciu o ich własne doświadczenia) lub współpracujących z praktykami w ramach godzin przedmiotu.
.
2. Studia magisterskie o naturze „filozoficznej”, kształcącej szersze postawy/poglądy oczywiście wymagają dłuższego czasu a wiec patrzycie ma 3 semestry i więcej (teraz w Polsce: 4 semestry). Możemy wtedy oczekiwać:
– studentów którym nie spieszy się do pracy (lub unikają wojska ;p), nie do końca wiedzą co ze sobą zrobić, nie widzą celu w wąsko-wyspecjalizowanym programie który ich „zwiąże” z jakąś konkretną dziedziną biznesu, itd.
– mieszanki przedmiotów specjalnościowych i ogólnych, z czego wynikają problemy z egzekwowaniem poziomu („jakości”) oraz rozmywa się „wartość dodana” jaką student wyciąga z ww. wąsko wyspecjalizowanego programu.
.
.
Temat III.
Wiele się mówi o jakości obsługi „klienta” (zwanego wcześniej „produktem” ;p): osobiście nie mam wątpliwości, że przodujące szkoły zamienią się w nudne korporacje gdzie „klient” będzie mile i z uśmiechem obsługiwany na podstawie przypisanego mu numeru seryjnego. A przecież szkoła wyższa to nie tylko biznes/korporacja (a większość o tym zapomina): uniwersytet ma również za zadanie „socjalizować” studenta: przystosować go do życia w społeczeństwie. A współczesne społeczeństwa nie są łatwe, proste i przyjemne…
Ów obiekt socjalizowania doświadcza podczas studiów:
– nowych ludzi (z perspektywy charakterologicznej), uczy się z nimi współistnieć, współpracować.
– nowych wzorców (czy to wykładowców, studentów, gości szkoły, osób o których przeczytał lub usłyszał, itd).
– zła, leserstwa, frajerstwa, cwaniactwa, kłamstwa, itd, dzięki czemu w pracy będzie odporniejszy na złe zakusy współpracowników, przełożonych lub partnerów w interesach.
– nowych wyzwań (pracy w grupach, dostarczania prac w terminie, spełniania różnorakich wymogów prowadzących: prezentacje, eseje, testy, itd).
Naszym zadaniem (nieformalnie) jest przygotowanie studenta do przetrwania w twardym świecie (po uniwersytecie): unikania wariatów, obrony własnych poglądów/postaw, pracy w trudnych warunkach, spełniania (często nierealnych) oczekiwań/wymogów przełożonych (lub wspólników), samorealizacji bez względu na warunki i sprzeciwy (innych). A ponieważ to JEST nasze zadanie, nie oczekujcie, że wszyscy będą wobec was mili i usłużni — czasami trzeba otrzeć się o takich co „parkują swoje UFO na dachu budynku C” którzy przycisną was, zmuszą was, pokażą wam, że bycie miłym nie wystarcza, którzy będą od was wymagać, będą was cisnąć, podnosić glos, nie rozumieć was, itd.
A powód?? Uniwersytet to ostatnie miejsce gdzie, w miarę bezpiecznych warunkach, ocieracie się o prawdziwy świat. Po graduacji (odsyłam do artykułu z poprzedniego numeru ;p) stajecie twarzą w twarz ze światem gdzie nie ma litości, nie ma zasad (ani prodziekana któremu możecie się poskarżyć lub rodziców którzy „mogą coś zdziałać”) a każdy dba raczej o siebie (i robi to bezwzględnie i agresywnie). A szkoła jako korporacja kierowana cyferkami i pełną uśmiechniętych sztucznych ludzi oznacza sztuczny rezerwat, gdzie dostaniecie suchą wiedzę (a może tylko „informację”??) i opuścicie taką instytucję NIE gotowi na realia rzeczywistego/twardego świata. A tak, po szkole PRAWDZIWEJ (otwartej na „inność”, tolerującej dziwactwa, doceniającej unikatowość wiedzy/doświadczeń, nie modlącej się do arkusza Excela, itd) możecie mieć pewność, że jeżeli przetrwacie ją, to przetrwacie inne wyzwania jakie was czekają. A więc: szanujcie i doceniajcie swoich wykładowców „kosmitów”: po studiach i tak spotkacie dziwniejszych/trudniejszych ludzi…
.
.
Temat IV.
Współczesna szkoła wyższa musi mieć kontakt z realnym światem, a to oznacza jak najczęstsze kontakty z firmami, przemysłem, instytucjami, itd — każdą jednostką do której mogą trafić nasi absolwenci. Im mocniejsze są te kontakty podczas studiów, tym łatwiejsza jest integracja absolwenta z „real world” a więc tym większy (szybszy) jego sukces (w końcu: miarą jakości edukacji jest łatwość znalezienia pracy — a absolwenci najlepszych szkol znajdują ja od razu po studiach lub i wcześniej ;p). Rozwiązania wydaj asie proste:
– Stworzenie biura praktyk z prawdziwego zdarzenia. Nowa Ustawa o Szkolnictwie Wyższym nakłada na Wydziały obowiązek profilowania praktyk studenckich — 3 tygodnie podczas studiów — według programu studiów: a wiec nie ma więcej zrywania azbestu w Nowym YjYorku (;p) dla studentów zarządzania — trzeba będzie odbyć konkretną praktykę menedżerską. Dobre to (daje konkretną wiedzę) i złe (trudne do zrealizowania). Wydziałowe Biuro Praktyk musi świetnie sprzedać: Wydział (jako fabrykę świetnych studentów), studentów (jako świetny „wynik” produkcji), ogólną wizje Polski, polskiego biznesu, itd. Potrzebne będzie nawiązanie kontaktów, utrzymanie ich, dbanie o CRM, marketing Wydziału, itd…
– W dobrych szkołach zarządzania studenci maja okazje sprawdzenia się w realiach biznesowych poprzez robienie projektów dla topowych firm, które dają studentom (a raczej ich zespołom) prawdziwe wyzwania i są gotowe wprowadzić w życie ich rozwiązania. Nie ma lepszej (bardziej pozytywnej) presji niż szansa na pozytywna ocenę profesjonalistów (i wynikającą z niej szansą na późniejsze zatrudnienie). Fakt w Polsce jest to trudne do zorganizowania (firmy boją się studentów, nie chcą udostępniać danych ani mówić o aktualnych problemach, zawsze wietrząc szpiegów, itd). Ale przecież jest wiele firm międzynarodowych które z chęcią przeniosą swoje standardowe praktyki z reszty świata (a tam współpracują z dobrymi szkołami, zawsze szukając dobrych pracowników) i to właśnie z nimi można rozpocząć współpracę, tworząc nowe tradycje, itd…
– Od zawsze mieliśmy jeden zasób z którego NIKT nie korzystał — każdy z was dysponuje tym zasobem (a raczej ma do niego dostęp). Ten zasób to RODZICE — ci mający firmy, ci pracujący w firmach, instytucjach, biznesmeni, intelektualiści, menedżerowie, księgowi, itd…Nie mam wątpliwości ze jeżeli stworzylibyśmy system pozwalający rodzicom (chętnym do dzielenia się swoją wiedzą/doświadczeniem) to oni, mając pozytywną opinie o Uczelni dzięki temu co WY, studenci, im mówicie, chcieliby współpracować ze szkołą. Najprostszym rozwiązaniem jest system japoński: senpai-kohai, gdzie starszy pracownik bierze pod swoje „skrzydła” młodszego pracownika, wprowadzając go w świat biznesu/instytucji, pomagając, wspierając, doradzając. Gdybyśmy połączyli tą koncepcję z nowoczesnymi technologiami, rodzice „opiekuni” mogliby partycypować w takim systemie mentoringu bez ruszania się z domu (np. dzięki systemowi jak nasz Intranet).