Po kolejnym obejrzeniu Paris Hilton lub innego dziecka miliarderów robiącego z siebie idiotę i przewalającego ogromne ilości pieniędzy na absolutne pierdoły, utwierdziłem sie w przekonaniu, że zaporowy podatek spadkowy to jedyny sposób na drastyczne ograniczenie niezasłużonego bogactwa. Rozumiem, że rodzice chcą przekazać dzieciom wszystko, niezależnie od istnienia (lub nie) korelacji pomiędzy inteligencją/talentem dziecka a ilością przekazywanej kasy. „Po to pracuje i wypruwam żyły by dać dziecku wszystko,” to normalna śpiewka. Niestety, wg. mnie ma ona inne znaczenia gdy przekazujemy dom, samochód i kasę na ślub a trochę inne znaczenie gdy dzieciak dziedziczy korporacje lub kilka firm oraz kilka, kilkanaście, kilkaset milionów…
.
Nie chodzi o „prawo” do dawania komu się chce dowolnych rzeczy (chociaż i TO prawo jest ograniczone przepisami podatkowymi, penalizującymi zbyt duże przekazy – w Polsce to chyba 6000PLN rocznie). Bardziej interesuje mnie koncepcja równości społecznej: dlaczego jedni mają dostawać ogromne zasoby gdy nic nie zrobili by je wyprodukować/pomnożyć? Na zajęciach mówiliśmy (w chamskich słowach) o „dziedziczeniu przez najszybszy plemnik”, bo przecież dzieci nie mają innego uzasadnienia prawa do dziedziczenia.
.
Dziedziczenie fortun chwieje systemem premiującym osiągnięcia (merytokracją), ponieważ na najwyższych poziomach społeczeństwa są dziedzice (w którymś pokoleniu), z których wielu nie zrobiło i nie robi nic produktywnego, za to kontrolują i uniemożliwiają uwolnienie ogromnych zasobów ekonomicznych (finansów, firm, form produkcji). Bourdieu się kłania i jego teoria „elite reproduction” – nasi „liderzy” maja dosyć zasobów i kontaktów by wiecznie rządzić nami i być NAD nami, zapewniając swoim dzieciom i dzieciom podobnych krezusów pozostanie na „boskim poziomie”, podczas gdy zwykli (ale bardzo przedsiębiorczy) ludzie muszą się zmagać z codziennymi problemami. Jakoś tak nie fair.
.
Oczywiście zdarzają się bogacze, zdający sobie sprawę z ulotności ich bogactwa oraz tego jak dużo problemów, biedy, cierpień jest na świecie – Gates ze swoja fundacją to dobry przykład. Niemniej, ogromna większość multimilionerów przekaże całość swojej kasy dzieciom. I stąd koncepcja maksymalnego podatku spadkowego, rzędu 95% dla najbogatszych. Można nawet zaproponować prostsze rozwiązanie: maksymalnie po 10 milionów Euro na łeb.
.
Wysokie opodatkowanie doprowadzi do recyrkulacji zasobów, zarówno gotówki, akcji, praw własności firm nie notowanych na giełdzie, jak również uwolni ogromne zasoby sztuki skrzętnie skrywane przed światem. Mielibyśmy wtedy sytuację, w której najbogatsi byliby prawdziwymi „self-made men” a nie dziedzicami „robber barons” (19 wiek w USA i współcześni hamerykanscy prawicowi milionerzy) lub innych przekrętów (postkomunizm w Europie Sr-Wsch i nasi “miliarderzy” co jeszcze nie są w areszcie).
.
A, że dzieciaki dostałyby po 10 baniek to mało? Eeee tam.
Za 10 milionów można mieć najfajniejszą brykę, dobry dom, bawić się do śmierci (z przepicia? Zaćpać?). Alternatywnie można wydawać oszczędnie i żyć całe życie bez pracy lub świadomie zainwestować i zbudować kolejne imperium. Ale tym razem zasłużyć na wszystko ponad (odziedziczone) 10 baniek.
.
Uczciwiej?
Inaczej nie rozbijemy systematycznej koncentracji kapitału i zasobów, normalnie mało widocznych ponieważ mają charakter wielopokoleniowy (a póki co, wydaje się, że i również nie są do zatrzymania).